sobota, 31 grudnia 2011

Pan Sylwester...

No tak.. To już dzisiaj.. Początkowo miał być "Sylwester z Jedynką" bo jakoś wcale nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, organizować, ani się stroić. Pomyślałam przez chwilę, że może się starzeje, ale to chyba nie to.. Końcówka tego roku bardzo mnie wykończyła i zabrała ostatnie zapasy sił. Mam dwie prace i to jest chyba po prostu o jedną za dużo. Tak czy inaczej plany się zmieniły.. szybko i diametralnie. Będzie domówka, będą przyjaciele, koreczki, tani szampan i muzyka z lat 80' i 90'.. Jednym słowem zapowiada się idealnie!:)

a tak prawdopododnie będę ubrana..

(spodnie berhka, gorset h&m, bransoletka diva, pasek s.oliver(second hand -3zł!!!).. a buty to nie wiem zupełnie jakie.. a może... "Pójdę boso.. pójdę boooooooso" ;D )

a to moja pierwsza zdobycz z przeceny;)

 

No! I co by Wom się darzyło calusieńki rocek! Heeej! :D

..tym górolskim akcentem się żegnam, i do zobaczenia w nowym roku;)

wtorek, 27 grudnia 2011

127 godzin...

Jeżeli ktokolwiek ma jakieś wątpliwości czy dziewięćdziesięciominutowy film opisujący ponad 5 dni z życia jednego człowieka może być naprawdę dobrą produkcją i trzymać w napięciu to powinien obejrzeć 127 godzin. Nakręcony na podstawie prawdziwych wydarzeń z kwietnia 2003 roku kiedy to 28-letni chłopak, miłośnik wspinaczek górskich i obcowania z naturą, wyrusza na wycieczkę w pasma górskie stanu Utah,  nie informując nikogo gdzie się wybiera. Wesoło zapowiadająca się wyprawa zamienia się w piekło gdy  podczas obchodzenia jednej ze szczelin pomiędzy skalnymi ścianami, potężny głaz przygniata mu prawą rękę…



Film moim zdaniem świetny. 1,5 godziny nie pójdzie na marne, a przy okazji jest szansa, że może chociaż jedna na pięć osób po obejrzeniu produkcji, uświadomi sobie jak kruche i nieprzewidywalne jest życie i jak bardzo trzeba je szanować i cieszyć każdą jego chwilą…






P.S. Poleci mi ktoś ciekawy film? Może jakiś "ulubiony" oglądany po 5 razy?;)

piątek, 23 grudnia 2011

Piernik jasny :)


Nie będę nawet trochę oryginalna, kiedy przyznam, że ostatnio w ogóle nie  mam czasu.. Na nic kompletnie.  Jakoś nie nauczyłam się jeszcze organizować sobie dnia. Odkąd pracuje czas codziennie "przelatuje" mi między palcami i to z taka prędkością!!. No i te święta.. Niby się cieszę, ale jeszcze tyle jest do zrobienia! 
Przedwczoraj zdobiłam pierniczki, które upiekłam już tydzień temu, wczoraj pakowanie prezentów, prasowanie, a dzisiaj to już w ogóle się zaczęło.. Gotowanie, sprzątanie, wypieki, stroiki, a na dodatek w całym domu zamiast świętami i choinką, śmierdzi gotowaną kiszoną kapustą (do pierogów). Tak marudze i marudze, ale wiem, że co roku jest to samo i co roku nie mogę się tego doczekać;)


  

Ale się ubawiłam przy tych piernikach :D jak dziecko!



A tak z innej beczki to z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, że najwyższa pora wyprowadzić się od rodziców. Nie mówię, że mi tu jakoś źle, ale po prostu czuję, że czas zacząc żyć własnym życiem, własnymi problemami i po swojemu.  Moja połóweczka też jest tego zdania. Czasem myśląc o tym i wyobrażając sobie jak to będzie trochę się boję. Czy damy sobie rade? Ale nie przekonam się póki nie zaryzykuję.. Jakieś cenne rady od doświadczonych w tym temacie pań? Byłabym baaardzo wdzięczna!:) 

No i najważniejsze! Wesołych Świąt! Przedewszytskim spokojnych i w ciepłej, miłej atmosferze.
W Sylwestra niech nogi bolą od tańczenia (wtedy zawsze wiadomo, że impreza się udała;)) 
A w Nowym Roku dużo szczęścia i MIŁOŚCI Wam życzę! A moje przesłanie to "Bądźmy bardziej delikatni";)

DO SIEGO ROKU!!!! :-D 




czwartek, 1 grudnia 2011

"Wesołe" uczesanie;)

No i takie cuś sobie na głowie wycudaczyłam :D



namęczyłam się troche bo z moimi pięcioma włosami na krzyż to nie ma za bardzo jak wojować, jeśli chodzi o zmyślne fryzury.. W każdym bądź razie powinno przypominać kokarde.. i jak? Ja tam niby jakąś kokarde widze, ale po tych wszystkich trudach i znojach ze zrobieniem jej sobie na głowie to chyba nie jestem teraz obiektywna ;)

Znalazłam ten sposób uczesania na blogu Malko (tu link -> http://malko-malitka.blogspot.com/2011/11/kokarda.html
..u niej dużo lepiej to wygląda bo ma śliczne gęste włosy.

Tak czy siak podoba mi się bardzo i mimo tego że do pracy raczej nie mogę pójśc tak "wesoło" uczesana to myślę, że na pewno czasem sobie taką fryzurkę zrobie.

A może ma ktoś jakieś sposoby na to żeby włosy były gęstsze?

poniedziałek, 28 listopada 2011

"Pieniądze szczęścia nie dają...

... dopiero zakupy" ;D ..to właśnie jedno z ulubionych głupich powiedzonek usprawiedliwiających niekonieczne aczkolwiek uszczęśliwiające wydawanie pieniędzy:) Już w niedziele mam zamiar jakoś wynagrodzic sobie ten wyczerpujący miesiąc..(a przynajmniej tak sobie to tłumacze;)) Zważając jednak na to, że moja (jakże obszerna) "lista życzeń" nijak się ma do stanu mojego konta, przewiduję mase bolesnych wyrzeczeń.....

                 Wierzcie lub nie, ale już mam przed oczami swoją minę skrzywdzonej dziewczynki.. tak jak ostatnio, gdy po zakupie płaszczyka na zimę (w Mohito, dość niedrogo) ucieszyłam się że chyba mogę jeszcze sobie pozwolić na rękawiczki i czape.. wszystko szło tak pięknie.. szybko znalazłam dodatki, które idealnie tworzyłyby z płaszczem spójna całość, gdy nagle po gorączkowym poszukiwaniu metki z ceną ujrzałam bolesne 89,90 (za rękawiczki!!)... z czapką natomiast nie było lepiej bo kosztowała "bagatela" 85,00.. Całe szczęście że nagle (niezawodna w takich sytuacjach siła autosugestii) zdałam sobie sprawe, że w sumie to moje rękawiczki z tamtego roku świetnie będą się komponować  z tym płaszczem, a czapki wiecznie tylko psują fryzurę..więc lepiej jak ich nie ma (wybacz babciu):)
               
                 Jednak co do zakupów to jest pare "niezbędników" które nie bedą podlegały żadnym kompromisom.. Mysle, że każdy przyzna mi rację co do czarnych spodni ( są praktyczne i eleganckie), leginsy , też czarne (nie ma wygodniejszejszego ciucha na świecie, także ich nigdy mało;) i żakiet albo marynarka (jak znam siebie to też czarnego koloru). To tyle z szufladki "must have";P

                ...poza tym marzy mi się torebka (a właściwie tobra bo wyznaję powszechnie znaną zasadę mówiącą, że "damska torebka nie jest po to, by coś w niej znaleźć, lecz po to, by wszystko w niej było"), zegarek (ewentualnie bransoletka lub naszyjnik), i bluzka



P.S. Żeby była jasność... Nie chce być autorką następnego bloga o modzie, bo mimo tego, że się trochę interesuje, to nie bede udawać, że się na niej znam i na siłe zamieszczać swoje średnio udane stylizacje i udzielać modowych rad.  Wolę zostawić to profesjonalistom lub osobom, które znają się na tym lepiej niż ja. Jednak nie bede też ukrywać, że nie krecą mnie zakupy, ciuchy i trendy, więc czasem wrzucę zdjęcie czegoś  co mnie aktualnie oczarowało, na przykład z prośbą o rade albo po prostu opinie.

A teraz dość już tego bujania w obłokach;) wracam do "Lapidarium"!

Dobranoc:)

środa, 23 listopada 2011

Zimnooooo...

                 Za oknem mgła.. Na szczęście ciepłe skarperki i kakao rozgoniły ponury nastrój, który natrętnie narzuca się razem z pogodą.
                Co do skarpetek, to mama kupiła mi wczoraj takie czerwone wełniane w norweskie wzory! Szczerze to w okresie zimowym (czyli jak dla mnie od połowy września do połowy kwietnia;) mogłabym nosić je codziennie! Marzą mi sie jeszcze takie rękawiczki albo sweter w a'la norweskie wzorki.. no ale... zobaczymy po wypłacie.. (ostatnio zdecydowanie nadużywam tego zwrotu! hehe;D)



"Boję się świata bez wartości, bez wrażliwości, bez myślenia. Świata, w którym wszystko jest możliwe. Ponieważ wówczas najbardziej możliwe jest zło."


                    Zaczęłam dzisiaj czytać "Lapidarium" Ryszarda Kapuścińskiego. Cytat na górze jest właśnie z tej  książki. "Heban" i "Chrystus z karabinem na ramieniu" przeczytałam jednym tchem i mam nadzieje, że z Lapidarium nie będzie inaczej. Według mnie autor jest bezsprzecznym mistrzem reportażu. Mogę spokojnie polecić każdemu wszystko co napisał (w ciemno, bo nie czytałam wszystkich jego książek).

                   A poza tematem to tak sobie pomyślałam dzisiaj, że dobrze jak jest Ktoś.. Ktoś, kto mimo tych wszystkich lat, paru bolesnych sytuacji,  własnych problemów, zmartwień nadal jest taki sam, a nawet lepszy. Po prostu dobrze tak siąść, wypić kawe z kimś kto obejrzy z tobą piękny film (który już zresztą widział i znów na nim ryczał;) a później jeszcze podczas wspólnych żalów na zło tego świata opróżni z tobą butelke likieru i nalewki.. a na koniec jeszcze zdąży zwrócić twoją uwagę na piękne rozgwieżdżone niebo.

A to niebo nic sie nie zmieniło, wyglądało tak samo jak 10 czy 9 lat temu kiedy mając po naście lat obserwowałyśmy je leżąc na asfalcie;)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Uważaj o czym marzysz...

               Jak to jest, że najpierw długo o czymś marzymy, życzymy sobie tego,  a potem kiedy nadarza się okazja żeby wreszcie spełnić  marzenie i zrobić ten duży krok na przód to zwyczajnie ogarnia nas strach?.. Nagle to o czym marzyliśmy przestaje być już takie strasznie istotne, a wokół tego  –czego jeszcze wczoraj  byliśmy pewni-  niespodziewanie pojawia się tysiąc pytań na raz… I ta cholerna niepewność… Czy na pewno tego chcę?… Czy w ogóle dam sobie z tym rade?.. Człowiek to naprawdę dziwna istota i ja sama też nigdy nie przestane się zaskakiwać.

               Stoję właśnie przed pewnego rodzaju życiowym wyborem… Może nie tak trudnym i nie tak ważnym, ale na pewno życiowym i  jedyne czego teraz jestem pewna to to, że przysłowie, które kiedyś wydawało się być zupełnie bez sensu teraz go nabiera :


„Uważaj o czym marzysz  bo to marzenie może się spełnić.”


              Zaprawdę powiadam Wam… Głupia jestem.. No głupia jak but.. Na co dzień zgrywam dorosłą, a gdy tylko przychodzi do podejmowania decyzji,  które mogą mieć jakieś większe konsekwencje, to często tracę głowę i najchętniej schowałabym się mamie pod spódnice..

Dziwna sprawa kiedy serce się rwie,  a rozum jak na złość nie wykazuje takiego entuzjazmu..
Chociaż może warto zaryzykować?

Czy tylko ja do cholery boje się dorosłości i chciałabym mieć znowu 10 lat???


"Nigdy nie myślę o przyszłości. Nadchodzi ona wystarczająco szybko."
                                                                                                                                    -Albert Einstein

poniedziałek, 14 listopada 2011

Dlaczego płaczesz?

  "Ciągle tylko powtarzam w kółko to samo pragnąc żebyś w końcu to usłyszał. Jednak marzenie to jest zupełnie złudne, bo wciąż zachowujesz się, jakbym była tylko cichutkim szeptem własnych myśli zamkniętych w słoiku."  

           Jeśli ktoś czytał mój ostatni post, to po przeczytaniu tego może przyjść mu na myśl, że mam poważne zachwiania równowagi i huśtawki nastrojów. Niestety czy chcecie, czy nie chcecie tak to już czasem jest, że nie pomaga nawet najsłodsza Cafe Mocha i kilo Dumli :/ Często może nawet nie chodzi o zły dzień, a o ludzi którzy nas otaczają. To oni mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Czasem ten wpływ jest nawet nazbyt duży.

           Słyszałam gdzieś stwierdzenie że człowiek jest bezpieczny dopóki nikogo nie pokocha bo tylko ludzie których kochamy mogą naprawdę nas skrzywdzić. Czasem wystrczy tylko jedno słowo... A my mimo wszystko ciągle tylko szukamy miłości i czegoś lub kogoś do kochania... My.. Masochiści... 

           A tak w ogóle to lubię sobie czasem popłakać. Tak po cichu, na spokojnie. To dziwne? Jakoś całe ciśnienie i wszystkie nerwy spływają mi wtedy razem z tymi łzami po policzku.. Najgorzej jak się długo powstrzymuję.. nazbiera się tysiac powodów na raz, z miesiąca albo trzech i nie można przestać płakać. Ale tak sobie myślę, że jedni krzyczą, albo biją jeszcze inni przeklinają, a cała reszta płacze.. Każdy ma swoje sposoby.. 
Chociaż kiedyś próbowałam inaczej.. W natłoku frustrujących myśli i zdarzeń z całej siły uderzyłam dłonią w ściane... Bolała jakieś dwa tygodnie także.. Raz na 3 miesiące... tak profilaktycznie.. polecam porządnie się wypłakać.. Jak wolicie, w czyjeś ramie, rękaw, w sierść swojego wiernego psa, wrednego (aczkolwiek miękkiego) kota, albo w ukochanego pluszowego misia jeszcze z komunii;) ja lubię tak w samotności.. we własne dłonie. 

A to na Dobranoc :)


środa, 9 listopada 2011

Hedonizm.. Słodki hedonizm:)


Ludzie wiedzą, że są nieszczęśliwi, ale mało kto wie, że mógłby być szczęśliwy.
Albert Schweitzer

Każdy ma czasem zły dzień, albo po prostu smutny, kiedy uśmiech który znalazł sie na naszych ustach był na wpół wymuszony...  Jest jesień, za oknem szaro od dymu z komina i zimno, że niechce się wychylać zza drzwi nawet czubka nosa.. Aleeeeeeeeee.... Jest na to sposób!
Chcecie poczuć się dobrze? To musicie odpowiedzieć sobie na bardzo, ale to baaaaaardzo ważne pytanie.. CO SPRAWIA MI PRZYJEMNOŚĆ? A później po prostu to zróbcie (jeśli oczywiście jest taka możliwość, a jeśli nie ma to zróbcie tak żeby była;P) Rady na wagę złota.. wiem wiem, nie trzeba dziękować... 
Ale się wymądrzam dzisiaj..  aż mi głupio... (Jeśli ktoś w tym momencie najechał myszką na czerwony krzyżyk w prawym górnym rogu, nie mam mu tego za złe.. i wybaczam od razu..;))

A teraz na poważnie (przynajmniej spróbuję)
Ludzie to hedoniści.. ewidentnie. Czasem nieświadomie.. innym razem bezwzględnie, ale jednak hedoniści. Tylko co w tym złego?? Co złego jest w tym że chcemy czuć się szczęśliwi? Lubimy sprawiać sobie przyjemność, pragniemy miłych doznań, rozkoszy, drobnych chwil szczęścia, uciekamy tym samym od bólu i cierpienia.. Dlatego bądźmy hedonistami! Nie mówię żeby ta doktryna miała najwyższe miejsce w naszej hierarchii, ale żeby czasami po prostu COŚ dla siebie zrobić. Po całym cieżkim dniu, albo tygodniu albo miesiącu zwyczajnie się uszczęśliwić! Bo to jest to po co żyjemy tak naprawdę.. Dla tych szczęśliwych chwil codziennie wstajemy rano z łóżka. 

Dlaczego ludzie wokół mnie zrobili się ostatnio tacy strasznie poważni? Myślą że praca, rodzina, obowiązki, to wszystko? A kto ma pieniądze ten jest szczęśliwy? Gruby portfel pomaga, zgadzam się, ale czasem w pogoni za tym papierowym odpowiednikiem szczęścia gubimy siebie. Zapominamy żeby czasem się zatrzymać, docenić to co się ma. Zwyczajnie sprawić sobie przyjemność..
Dla każdego jest to zapewne coś innego. Chodzi głównie o to żeby przez chwile zapomnieć o całym wszechświecie, nie mysleć o innych, ale o sobie. Uwierzcie mi że po takiej chwili odprężenia świat od razu wydaje się lepszy:) 

A to moje hedone :


Cafe Mocha z bitą śmietaną i cynamonem + Dumle! Za słodko? Oj tam oj tam;P 


Lewituję... Opuszczam Ziemie i przenoszę się do alternatywnego świata.. np Afganistanu, na Daleki Wschód, do Nieba albo.. szpitala psychiatrycznego.. Oooooj taaaak;)


Lubie TO:)


No i jak to z babolami bywa...

Myślmy czasem trochę więcej o sobie.. Miejmy coś z tego życia!!

wtorek, 18 października 2011

Oh Baby!!

Czuliście się kiedyś dziwnie dobrze i naturalnie gdy zachowywaliście się bardzo nienormalnie, wręcz idiotycznie jak na swój wiek? Ja miałam tak dzisiaj;) Śpiewałam wymyślone na poczekaniu posenki, które za cholere się nie rymowały, już nie wspominając o muzyce, a do tego jeszcze tańczyłam  (choć ręcze głową, że jakby ktoś to widział pewnie pomyślałby, że mam rozwścieczoną pszczołe pod bluzką;P) Zajmowanie się rocznym chłopczykiem to na prawdę ciężka pracy, tym bardziej jeśli jest on niezwykle ruchliwym dzieckiem.. NIEZWYKLE!!! Właśnie zasnął, a ciocia wreszcie może usiąść i napić się kawy, o której marzyła od paru godzin, ale nie miała czasu sobie jej zrobić;P Smyk przed 6 już nie spał.
Znalezione w internecie zdjęcie.. Miałam je kiedyś na tapecie pare miesięcy i miękło mi serce za każdym razem gdy widziałam tego brzdąca.. Pytam się "gdzie jest teraz mój instynkt, do cholery"??

Kocham dzieci! naprawdę! Rozczulają mnie, mogłabym przytulać, spędzać z nimi godziny i nie pozwoliłabym nikomu żadnego skrzywdzić.. ale szczerze, nie wyobrażam sobie siebie w roli matki. Uważam, że macierzyństwo to największe w życiu wyzwanie i żeby być dobrą matką to trzeba tego dziecka naprawdę chcieć. Dziecko to niezaprzeczalny dar, wiem to, bo znam ludzi którzy latami się o nie starają, a ich marzenie wciąż nie zostaje spełnione. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego jaka to jest odpowiedzialność, ile wyrzeczeń, zmartwień i łez. A nieprzespane noce przez pierwsze parę miesięcy życia dziecka to kropla w morzu tego co będzie później. Ktoś może pomyśleć, że jestem egoistką, że przecież kobieta po to się rodzi żeby zostać matką, po to też wychodzi za mąż i po to żyje. Ale ja czuję inaczej, przeszkadza mi, że to wszystko jest narzucone z góry, czysta natura, o tym pisze Pismo Święte i takie też jest przeświadczenie ludzi .. musi musi musi!!! Do tego wszystkiego dochodzi także insktynkt ( niby to powinnam wymienić jako rzecz najważniejszą, ale, że sama go aktualnie "zgubiłam" to zwyczajnie o nim zapomniałam). Macierzyński, ojcowski, instynkt babci i dziadka.. Zapomniałam o jakimś?
 
Możliwe, że to strach powoduje we mnie tą niechęć do macierzyństwa. Nie wiem czy sobie poradzę i nie wiem czy w ogóle tego chcę.
 Pomyślicie- "Ciesz się głupia, że twoja matka tego tak nie postrzegała.." Cieszę się cholernie , szanuje ją jak nikogo na świecie i podziwiam. Chciałabym być kiedyś taką matką jaką ona była i jest nadal dla mnie i brata.

Naokoło każdy pragnie dzieci.. z różnych względów.. słyszałam nawet o względach ekonomicznych i tekstach typu: "No kto za 25 lat będzie zarabiał na moją emeryturę skoro każdy myśli o karierze?!.." Widziałam nawet spot w telewizji ( o zgrozo! to nauczka żeby jednak powstrzymać się od niewinnego skakania po kanałach w niedzielne popołudnie;P) który jak zrozumiałam głosił przesłanie do obywateli Rzeczpospolitej "Idźcie i rozmnażajcie się bo system emerytalny i przyszła gospodarka kraju ulegną powolnej aczkolwiek nieuniknionej destrukcji!" Ja to tak zrozumiałam.. Pewna jestem, że przynajmniej 70% Polaków po obejrzeniu tego półminutowego filmiku od razu wskoczyło do łóżka z twardym zamiarem ratowania narodu i swoich potencjalnych emerytur;P

A póki co cieszę się możliwością dowolnego kształtowania swojej przyszłości;) I mimo wszystkich gromów które spadają na mnie, gdy tylko mówię, że w ciągu najbliższych 10 lat nie zamierzam mieć dzieci jestem szczęśliwa, że mogę np. wydać ostatnie pieniądze na książkę, buty albo paliwo do Miluni, albo że wolno mi wyjść z domu i wrócić za 2 dni bez większych konsekwencji i wyrzutów sumienia;) Wolność! nie bezraniczna ale zapewne już nigdy nie poczuję większej:)

"Czy nie zauważyliście, że spędzacie 18 miesięcy próbując nauczyć swoje dzieci stać i mówić, a następne 18 lat próbując zmusić je do siedzenia i słuchania."
- Jim Heffelfinger
  ...jakież to mądre i prawdziwe jest;)

niedziela, 21 sierpnia 2011

Sobota...

Sobota.. moja pierwsza samotna sobota od baaardzo dlugiego czasu. Nie planowałam tego wcale, nie miałam wyboru, ale skoro już tak wyszło... Poczułam się dzisiaj trochę jak ewentualność, alternatywa której można być pewnym... ale nie chce już o tym myśleć. Uświadomiłam sobie, że w takie dni jak ten kiedy czuję, że nie jestem nikomu do niczego potrzebna, automatycznie przestaje też potrzebować kogokolwiek. Może to jakiś mechanizm obronny?  Na szczęście jutro już będe miała wybór na spędzenienia wolnego czasu, a towarzystwo ludzi zastąpię sobie samochodem;) Mam ochotę na przejażdżkę! Najlepiej by bylo obrać kierunek: Tatry! Niestety istnieje prawdopodobieństwo, że moja Miła (nazwałam tak samochód;) mogłaby znieść to źle (delikatnie rzecz ujmując). Smutne ale prawdziwe, nie jest już pierwszej młodości. Niestety na samochód moich marzeń: 


...będę musiała poczekać chwilkę (biorąc pod uwagę moje potencjalne zarobki to będzie jakieś 150 lat o chlebie i wodzie)... Ale takim cudeńkiem to mogłabym na koniec świata... Uwielbiam siedzieć za kółkiem i uwielbiam tego chevroleta!!! Jak przeglądam te zdjęcia to aż poprawia mi się humor! 69' rocznik i 330 kucy!! Toż to by było lepsze niż seks;) No...ale zejdźmy na ziemię.. póki co mam piętnastoletnią skodę z wszechobecną i rozprzestrzeniającą sie w zawrotnym tępie korozją... na szczęście ma jeszcze ten błysk w oku! Wygląda prawie jak ten niebieski niżej.... ;D 


...no może trochę przesadziłam;)


A na koniec kilka kadrów z najlepszej projekcji   światej kinematografii   z "babą" za kierownicą :) Thelma i Louis to piękny i ogromnie wzruszający (oj taaaaak!) film o wspaniałej przyjaźni i wolności z przecudnej urody Fordem Thunderbird w tle!:) Ten film powinien według mnie zobaczyć każdy (nie tylko feministki;)


A swoją droga to zawsze marzyła mi sie taka podróż po bezkresnych drogach Stanów Zjednoczonych... 




 ...tym "optymistycznym" zdjęciem kończę i życzę sobie jutro szerokiej drogi i prostych zakrętów;)

czwartek, 11 sierpnia 2011

"Ostatecznie jestem kobietą i bardzo mnie to cieszy..." :)

Mnie też to bardzo cieszy, ale dzisiaj nie o tym chciałam napisać kilka słów ;) Otóż to mądre stwierdzenie nie jest mojego autorstwa.. Wypowiedziała je kobieta, która w dziwny sposób już od dawna ogromnie mnie fascynuje, jako człowiek. Nie chodzi mi dokładnie o jej wygląd (choć w mojej ocenie była prześliczna) ale o sam fenomen jej osoby. Nie postrzegam jej stereotypowo jak zapewne większość ludzi, uważając Monroe za cycatą aktoreczke, bez talentu i na domiar złego jeszcze głupią. W świetle reflektorów piękna blond sexbomba z zawsze wymalowanymi na czerwono ustami i olśnieającym, choć trochę sztucznym i przerysowanym uśmiechem. Kiedy jednak przyjrzeć sie bliżej okazuje się że była bardzo nieśczęśliwa, zagubiona i samotna.  Znalazłam ostatnio w internecie stronę z setkami jej zdjęć. Zaczęłam je oglądać i zanim się obejrzałam to po około dwóch godzinach, połowę z nich miałam już na dysku w folderze "Marylin". Sama nie wiem jak to się dzieje, ale te zdjęcia mają w sobie coś takiego... narazie nie umiem tego nazwać tak jakbym chciała, ale myślę że to sie z czasem zmieni. Najprościej będzie jak napisze, że po prostu lubię je oglądać. Mam nawet swoje ulubione:


Niedawno ukazała się książka   (której jeszcze nie mam i nad czym ubolewam strasznie..). Z niepublikowanych dotąd prywatnych listów i wierszy Marilyn Monroe powstały "Fragmenty". Mam tu pare cytatów (oczywiście z internetu:/) 

"Sama!!!!!
Jestem sama - zawsze jestem
sama
cokolwiek by się działo"


 "Sądzę że zawsze
głęboko przerażała mnie myśl o byciu czyjąś
żoną
bo nauczyłam się od życia
że nie można kochać drugiego,
nigdy, naprawdę" 

"Moim zmartwieniem jest ochronić Arthura kocham go - to jedyna osoba - jedyny człowiek jakiego znam którego mogłabym kochać nie tylko jako mężczyznę pociągającego mnie tak że aż tracę zmysły - ale jest jedyną osobą - jako druga istota ludzka - której ufam tak jak sobie - bo kiedy ufam sobie (w pewnych sprawach), to całkowicie, a z nim tak właśnie jest..." 

Arthur Miller (jej mąż) określił ją słowami:
"Żeby przeżyć, musiałaby być bardziej cyniczna lub przynajmniej bliższa rzeczywistości. Ona tymczasem była poetką, która na rogu ulicy próbuje recytować tłumowi wiersze, ten zaś zdziera z niej ubranie"

To ciekawe jak diametralnie różni się ten obraz kobiety od tego, który jest powszechnie każdemu znany i powiedzmy sobie ogólnie przyjęty. Może jednak warto dowiedzieć się czegoś więcej a nie postrzegać jej tylko w kategoriach "piękne ciało i nic więcej"? Osobiście nie mogę się doczekać kiedy będę miała tę książkę w swojej małej domowej biblioteczce. Niestety narazie miesięczny limit na książki (i cokolwiek) wyczerpałam, a ta niestety nie należy do najtańszych (ponad 40zł). Muszę w związku z tym uzbroić się w cierpliwość i poczekać jeszcze jakiś czas... ale jak znam siebie to nie zbyt długo;) Na koniec jeszcze jedno z moich ulubionych.



wtorek, 9 sierpnia 2011

Sierpień...

                         Znów nie mogę spać.. Chyba dużo za dużo  myśle.. To coś w stylu uprzejmej wymiany zdań o banalnej treści z kimś mało dla nas istotnym.. czyli rozmowa o wszystkim i o niczym.. Kompletny brak koncentracji i totalny haos w konwersacji z samym sobą...? Czy do cholery tylko ja tak czasem mam. Pieprzona marzycielka, neurotyczna intelektualistka?...pfff. Czy to już podchodzi pod jakąś chorobe psychiczną czy zahacza jeszcze o lekkie załamanie nerwowe spowodowane ciągłą zależnością od innych? Leże tak już trzeci tydzień z tą skręconą zagipsowaną nogą i czekam tylko kiedy zaczne mówić do siebie i opowiadać sobie mało inteligene dowcipy. Tracę poczucie czasu.. Źle to znoszę.. myślałam, że będzie inaczej. W pewnym stopniu nawet sie ucieszyłam dostrzegając dobre strony kontuzji (nadrobie zaległości w czytaniu, obejrzę parę sezonów dobrego serialu, może jakieś handmade?) i co? Wszystko o kant kibla.. Nic mi sie nie chce. Staram sie tego nie okazywać i nie narzekać.. bo w końcu kto chciałby odwiedzać marudną kalekę? Ostatnio nawet dotarło do mnie, że przez tę nogę nie zobacze w tym roku Morskiego Oka jesienią.. A tak mi sie marzyło stanąć na górze przy Czarnym Stawie i spojrzeć w dół na czerwień, żółć, brąz i ten pomarańcz dookoła górskiego jeziora i zobaczyć odbijające sie w nim leniwie płynące obłoczki :( Za nic nie mogę sobie racjonalnie wytłumaczyć tej dziwnej wewnętrzej tęsknoty.. Ale wracając  do tematu to tak sobie dzisiaj myślę "Ogarnij się babo, ludzie mają większe zmartwienia i problemy, wojny, trzęsienia ziemi, a dzieci z głodu umieraja", ale szczerze jakoś dzisiaj mam to wszystko gdzieś. Powiedzmy- gorszy dzień. Może to trochę usprawiedliwi mój dzisiejszy egoizm i brak empatii.. w końcu każdy ma czasem "wredny" poniedziałek.. PONIEDZIAŁEK!! Ah tak, no przecież to dzisiaj poniedziałek.. to wszystko wyjaśnia (pisałam już, że nie mam poczucia czasu?).. hmmm aż mi lepiej.. Nienawidze poniedziałków.. W końcu kto je lubi? Ale tyle dobrze, jeżeli chodzi o poniedziałki to że każdy kiedyś się wreszcie kończy:) Zły nastrój i negatywne myslenie też odejdą w niepamięć..

A od jutra znów będę optymistką ;)





Doskonale znika czas
Doskonale i nie ma nic
Jeszcze dalej idę sam
Jeszcze dalej trzeba iść!
Tak trzeba! Tak trzeba, tak trzeba... 

piątek, 1 lipca 2011

Dziś Dzień Psa!!! ;D

"Nie ma znaczenia ile masz pieniędzy, ani ile rzeczy, możesz być biedakiem, ale mając psa jesteś bogaty" - Louis Sabin 


Skoro jest Dzień Matki, Dziecka, UFO czy nawet Dzień bez stanika, to dlaczego psiaki nie miałyby mieć swojego Dnia???;) popieram w zupełności takie świętowanie! Starałam sie dzisiaj, żeby i moja Dżina też poczuła się wyjątkowo;D Uwielbia być czesana więc dzisiaj z racji święta ten proces znacznie sie wydłużył. Cwaniara przewracała się tylko z boku na bok;) Później dostała jeszcze spory kawałek kiełbaski (przemycony z lodówki w tajemnicy przed mamą;). 
Kocham tego psiaka ogromnie. W lutym skończyła 4 lata. Jest bardzo grzeczna  i nie ma w sobie krzty agresji (nielubi tylko taczek i kosiarki... gryzie kółka...;D) no i woda... uwielbia ją!  






Ciapa jedna;P 

Niesamowite jak przebywanie z jednym włochatym czworonogiem może sprawić tyle radości. Podobno pies jest jedyną istotą na świecie , która bardziej kocha Ciebie niż samego siebie.. to stwierdzenie stawia człowieka w trochę egoistycznym świetle, ale każdy pragnie być kochany i akceptowany, a czasem gdy nie znajdujemy tego wśród ludzi to zawsze mamy świadomość tego, że nasz pies akceptuje nas w pełni i kocha bezgraniczną miłością:) Dlatego wierzę badaniom, które mówią, że osoby mające psa rzadziej popadają w depresje.
  
Pies da nam swoją miłość, wierność i dozgonne oddanie, czyli wszystko co może, od nas oczekując tylko miski zupy, ciepłego kąta do spania i życzliwej dłoni, która pogłaszcze łebek położony na naszych kolanach. To tak wiele? 

"Już od dawna, od zarania - poprzez wszystkie wieki - ciągną się popiskiwania, skomlenia i szczeki. - Idą pełne animuszu - wspólnie z nami drogą - cztery łapy - para uszu - oczy - nos i ogon." 
/Ludwik Jerzy Kern/

czwartek, 30 czerwca 2011

Dobry wieczór! :)

Ehh.. i już pierwsza?? Jak ten czas szybko leci... Zdaje mi się jakbym dopiero przed godziną usiadła do komputera. Myślałam, że założenie bloga zajmie mi troszkę mniej czasu, ale... ważne, że w końcu sie udało, bo przyznam, że zabierałam się do tego od kilku miesięcy.
Miałam dzisiaj trochę męczący dzień, więc daruje sobie pisanie na szybko byle czego i byle jak. Podzielę się tylko wiadomością, która sprawia, że jestem ostatnio bardzo szczęśliwa (i niecierpliwa).. W niedziele jadę w góry i już nie mogę się doczekać!! Najchętniej zaczełabym się pakować nawet zaraz;)


a to Rusinowa Polana. Byliśmy tam w tamtym roku. Mogłabym napisać, że jest po prostu piękna, ale to taki banał.. Właściwie to chyba nawet nie potrafię słowami opisać tego miejsca tak jak bym chciała. Przyznam tylko, że kiedy po ponad godzinnym marszu pod górkę przez las, dotarłam na polanę i zobaczyłam TO wszystko... coś zaszczypało mnie w oczach i ścisnęło w gardle...